Kategorie

Instagram

Najczęściej otwierane

Anna Nazarowicz

Była wielbiona przez głowy państw oraz rekiny biznesu. Kochały ją największe gwiazdy ze świata sportu. Mercedes klasa S to bez wątpienia ikona. Dziś jej hybrydowa odmiana trafiła również w moje ręce. Nie będę się jednak rozwodzić nad pojemnością bagażnika czy też rozstawem osi. Za to opowiem co zrobiło na mnie największe wrażenie a czego w tym aucie mogłoby spokojnie zabraknąć.

Mimo, że miałam okazję poprowadzić wiele szybkich a także tych naprawdę drogich aut, to Mercedes klasy S wciąż pozostawał poza moim zasięgiem. Niejednokrotnie słyszałam, że „eSy” trzeba w życiu spróbować. Trudno się temu dziwić, to bowiem jedno z najważniejszych aut w historii motoryzacji. Poczynając od narodzin pierwszej generacji każda kolejna wprowadzała na rynek coraz to ciekawsze innowacje. Należy do nich m.in. ABS, tempomat oraz hamulce tarczowe na obydwu osiach. To również klasa S była pierwszym, seryjnym autem oferującym poduszkę powietrzną (nie tylko dla kierowcy ale również dla pasażera) a także napinacze pasów.

Anna Nazarowicz
Hybrydowy Mercedes klasa S 580 e – podwójne serce, podwójna przyjemność

Obecna generacja miała wejść i pozamiatać rynek. Producent deklarował, że tak zaawansowanej broni technologicznej jeszcze w gwiazdozbiorze Mercedesa nie było. Miałam 5 dni aby to sprawdzić. Do testu przypadła mi hybryda plug-in czyli Mercedes klasy S 580e. Serca były zatem dwa: elektryczne, zapewniające 100 km zasięgu (150 KM oraz 480 Nm), oraz rzędowe, 6-cio cylindrowe, benzynowe o pojemności 3.0 (367 KM oraz 500 Nm). Cały zestaw zafundował mi 510 KM oraz 750 Nm i muszę przyznać, że jak na masę (ponad 2 tony) ta hrabina „odpychała się” naprawdę zacnie. Ale o wrażeniach z jazdy za chwilę.

Jak wygląda Mercedes klasy S możecie podziwiać na zdjęciach. Ja tylko dorzucę, że technologia nadal nie posunęła na tyle do przodu aby oddać rzeczywisty majestat „eSki” na załączonych obrazkach. Przedłużona wersja (bo taka mi przypadła, a jakże) to ponad 5,2 metra. I o ile za sprawą tylnej skrętnej osi ten monument naprawdę zgrabnie sobie radził na wszelkich skrętach i zakrętach, o tyle już po wcelowaniu w miejsce parkingowe niestety się nie kurczył. Dochodziło zatem do sytuacji, że niektóre miejsca były dla nas zwyczajnie za ciasne.

Wnętrze klasy S – ot tak się stąd nie wychodzi

Gdyby Batman zawitał do salonu, z pewnością brałby tą konfigurację. Ale ja wyglądałam co najmniej jak żona wschodnioeuropejskiego gangstera. Czarny matowy lakier w połączeniu z czarnymi felgami wyglądał na tyle groźnie, że ustępowano mi pierwszeństwa jakbym co najmniej jechała karetką. Lecz w środku stylowo, nieskazitelnie, biało. Kto wsiadał, ten przepadł niczym w kasynie. Bo siedząc tu naprawdę jest się czym pobawić. Opory z wysiadaniem miały kobiety, mężczyźni, miały nawet dzieci bo synek przyjaciółki niemal zaczął zapuszczać w tym aucie korzenie. Na mnie osobiście te wszystkie światełka, sztuczki oraz dodatki nie zrobiły aż tak dużego woow chociaż przyznaję, że jonizacja powietrza, szum fal w głośnikach, przeróżne masaże oraz „wykręcające się” głośniki ze słupków w wprawiły mnie w osłupienie.

Najnowszy Mercedes klasa S – jak to się prowadzi?

W przypadku tego auta „to droga jest celem”. Co konkretnie mam na myśli? Nieważne gdzie się wybierasz, ważne że masz taką możliwość. Bo też auto prowadzi się tak, ja powinien prowadzić się samochód, w którym chcą zasiadać najważniejsi czy też najzamożniejsi tego świata. Jest zatem cicho, miękko a fotele są tak potężne i posiadają tak szeroki zakres regulacji, że dopasują się do pleców nawet dzwonnika z Notre Dame. Testowany egzemplarz posiadał dodatkowo poduszeczki oferowane w Mercedesie Maybach wypełniane, mam wrażenie, najczystszym puchem.

„Jedzie się jak w szafie” powiedziała moja mama po zajęciu miejsca z tyłu kiedy podniosła wszystkie przeciwsłoneczne rolety. Bo też komfort, jaki mają osoby podróżujące z tyłu, daje poczucie, że klasa S odcina Cię od szarej rzeczywistości. Wysuwany podnóżek? Jest. Centrum dowodzenia z dostępem m.in. do muzyki, nawigacji, internetu, ustawień klimatyzacji? Obecne. Możliwość porozumiewania się z autem za pomocą „Hej Mercedes” (czyli system MBUX) ? Jak najbardziej bo w klasie S mogą to robić wszyscy obecni na pokładzie. A tych w testowanym egzemplarzu może być jedynie czworo. To za sprawą pakietu „First Class” (pojedyncze tylne siedzenia wraz ze środkową konsolą), który wymaga dopłaty 12 851 zł. Nieco droższa była już kolejna opcjonalna klasa, czyli pakiet „Business Class” (118 718 zł) który zapewnia m.in. poduszki czołowe z tyłu, poduszki powietrzne w pasach bezpieczeństwa, reflektory Digital Light, tuner telewizyjny, tablet i przede wszystkim system nagłośnienia Burmester 4D surround, który oferuje 31 głośników, 8 przetworników dźwięku i dwa soobofery w oparciach przednich foteli. Te ostatnie przenosiły delikatne wibracje w rytm muzyki na moje plecy. Bajka.

Anna Nazarowicz
Hybrydowy Mercedes klasa Sco zapamiętam z tych 5 dni?

Z pewnością reakcje mężczyzn. Blondynka w czarnej, matowej klasie S to, sami przyznajcie, dość niecodzienny widok. Ale też sposób, w jaki to auto się prowadzi. Po trasie ponad 350 km odniosłam wrażenie, że dawno się tak nie zrelaksowałam. I nie mówię tu wyłącznie o siedzeniu za kierownicą. W tym samochodzie warto się znaleźć aby po prostu odpocząć. I wcale nie musiałabym mieć na co dzień tej całej skomplikowanej technologii, która jest materiałem na książkę. Wystarczą te fotele, to wybitne audio, materiały służące wygłuszeniu, ta moc i może filtry węglowe. Za sprawą których żaden, ale to żaden zapach nie przedostaje się do wnętrza. Wiem bo stałam pod mleczarnią, której fetor od lat zatruwa życie mieszkańcom w promieniu 5 kilometrów. A ja, bezpośrednio pod bramą, niczego nie poczułam. Niczego. To wszystko zatem działa. I to wybitnie.

Anna Nazarowicz
Zdjęcia: Filip Olczak
Anna Nazarowicz
Anna Nazarowicz

    Leave Your Comment

    Your email address will not be published.*